Na drodze do Helsinek staneła nam zezowata Buka , czyli zimny jak głaz i nacechowany strabismusem (zezem) pracownik Finnair.
Nie dał sobie wytłumaczyć ,ze chcemy wizę tranzytowa zakupić na miejscu, a biletu powrotnego nie mamy , bo wylatujemy z Laosu do którego docieramy pociągiem.
Po wielu chwilach grobowej ciszy i mierzenia się wzrokiem , udało się go namówic na fałszywy booking 14 dni po przylocie.
Lotnisko w Helsinkach opustoszałe , no tak , niby jasno ale jest 23 ( to pólnoc w końcu )
Lot sympatyczny , z dobrym żarciem ,2 wygiętymi do granic możliwości stewardami (czesławem, bo wygładał jak mozil i pinokio bo przypominał drewnianą kuklę) , ekranem w każdym siedzeniu. Nawet Glee bylo :-)