Geoblog.pl    koltunik    Podróże    Tajlandia , Kambodża , Laos , Bali - monsun nam nie straszny    Słonie, gibony, skorpiony i cynamon
Zwiń mapę
2011
27
lip

Słonie, gibony, skorpiony i cynamon

 
Tajlandia
Tajlandia, Pak Chong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10134 km
 
O 6 pobudka, śniadanie i pojawił się Songthaew z parą starszych Holendrów.
Z naszego hostelu jada z nami młodzi , acz zamknięci jak na Hiszpanów Walencjanie i para super fajnych lesbijek z Ultrechtu.

Nasz przewodnik jest przezabawny, wytatuowany etnicznym wzorem od stóp do głowy,ma długie włosy i wszystko jest według niego sexy.
Drzewa, pająki, widoki...

Stereotypy o polaczkach są bardzo silne, mimo próby grzeczności pan dziadek Niderlanddzyk nie mógł nie zapytać - jak nas stać na podróż do Tajlandii ( dostał jeszcze informacje ,że potem jest Laos, Kambodża i Indonezja) , a kiedy przeszedłem z angielskiego na hiszpański zawalił mu się obraz Europy Środkowej.

Jadąc drogą przez dżunglę zauważyliśmy świeże słoniowe kupy ( które oczywiście były sexy wg przewodnika).
Trzask gałęzi , szybki zeskok z paki i tak - 3 metry w dół można było dostrzec brunatne cielsko wśród zieleni.

Słoń się trochę zdenerwował naszym podglądaniem i szumem migawek , ruszył więc szybko w górę by nas przegnać.
Dziki słoń to trochę inne zwierze niż ten udomowiony, trza zatem było wiać do samochodu.

Trochę zaciekawiliśmy młodego samca , ruszył więc za autem niuchając od czasu do czasu.

Po 15 minutach zainteresował go powój rosnący w dole i zszedł na dalszy żer.

Po drodze spotkaliśmy znów prządki olbrzymie i ku mojej radości udało mi się wychylić głowę na tyle szybko z auta by zauważyć przelatujące stadko dzioborożców.
Krótki postój w bazie parku ( jakiś waran i wielki żółw na zwalonym w rzece pniaku) i trek piechotą po dżungli.
Mieliśmy okazję obwąchać drzewo sandałowe i cynamonowca, zjeść galangal i palczatkę cytrynową , a także usłyszeć gibony.

Po treku udało się spotkać jeszcze jelenie ( bodajże sikha)

W drodze do wodospadu minęliśmy dzikie makaki , nie tak wredne jak te miejskie. W pewnym momencie nawoływania gibonów stały się bardzo głośne , znów szybki zeskok z paki i udało się przez chwile zobaczyć czarne i jasne sylwetki wśród drzew.

Wodospad ( nie pamiętam nazwy) był rzeczywiście monumentalny i pokrywał wilgocią wszystko w pobliżu. Ruszyliśmy jednak do następnego , gdzie można popływać.
Po całym dniu takie naturalne jacuzzi to najlepsza rzecz jaka może być. Szybki lunch i ruszyliśmy do najwyższego szczytu parku, gdzie trafiliśmy akurat na zachód słońca.
Na górze mieści się maszt i mała baza wojskowa, ale chłopaki bardziej niż groźni są zaciekawieni turystami.

Wracaliśmy o zmierzchu, kiedy to na drogę wyszło dogrzać się mnóstwo ciemnozielonych skorpionów.

Nagle padły okrzyki chang , chang ! z mijającego nas samochodu i okazało się ze słonie wyszły nocą z lasu i nie zamierzają przepuszczać samochodów.
Pan kierowca , który chciał je zignorować i ominąć o mało nie skończył w rowie.
To był dobry dzień.





 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 40 wpisów40 1 komentarz1 133 zdjęcia133 2 pliki multimedialne2
 
Moje podróże
23.06.2010 - 16.07.2010
 
 
25.03.2011 - 28.03.2011