Rano zryw na kacu , szybkie pakowanie i na lotnisko.
cena bilet lotniczy porownywalna jest z pociagiem.
Taksowka z lotniska do Chiang Mai - 200 bhatow ( ciezko stargowac , bo wynajmuja je agencje).
Szybki obiad w restauracji wegetarianskiej Amy (niezle i niedrogie) i na miasto . Trafilismy akurat na niedzielny targ na glownej ulicy .
Miejsce jest bardzo klimatyczne, oczywiscie skomercjalizowane , ale ma fajny , niespieszny klimat.
Obejrzelismy pare Watow - sprawiajacych wrazenie duzo starszych niz te w Bangkoku m.in - wat chiang man i ruiny wat chedi luang , obok - wat z woskowym , jakims oswieconym mnichem w "akwarium" , tu tez rozegrala sie scenka rodzajowa - wysmiania starszego mnicha przez buddyjska rozwydrzona mlodziez w wieku okologimnazjalnym.
tak , tu tez nie mowia starszym dzien dobry.
Odsluchalismy hymu na targu, zazerlismy sie i wykupilismy wyjazd w agencji .
Poczatkowo mielismy wynajac skuter , ale klimat tego leniwy klimat tego miejsca i sponiewieranie changiem poluzowalo morale.
Zaliczylismy jeszcze nocny targ , zaczyna sie od 20 i w tutejszym Kalora Food zjedlismy kolacje.Kuchnia autentyczna, ale duzo turystow. Odradzam " zupe z polnocnej tajlandii" - gotowana watroba z tluszczem . wole juz robale od jakichs podrobow czy innych flakow..
Z atrakcji wizualnych - 10 metrowa , niebieska choinka w lipcu i darmowy pokaz (mocno amatorski) tancow tajskich.
Mala zezowata tanczyla na 5 , chlopiec z czerwona szminka na 3 , a upodrowany koles na 4.
Zblazowani francuzi - klaskac nie chcieli!